Usłyszałem i odwróciłem głowę w stronę dźwięku.Pomimo
dymu drażniącego moje oczy próbowałem pokonać nagłe uczucie pocierania
ich,gdyż łzawiły, jak na złość ograniczając widoczność.Nie tylko dym
unosił się nad okalającym cały teren śmiercią jaki wisiał w
powietrzu.Jeszcze raz żałowałem,że pozwoliłem innym wysłać,mnie w to
okropne miejsce.Nie wyglądało jak wakacje nad morzem ze spokojnymi
falami podążającymi niczym bose stopy na brzeg i drażliwym skrzeczeniem
irytujących mew oraz ciepłym słońcem,które opaliłoby moją bladą
skórę.Całe otoczenie przerażało swoją niczym niezrównaną ze wszystkim
ziemią.Ogień pomimo,że nie miał już niczego co mogłoby wzniecać go i
rozprzestrzeniać,małymi języczkami dopalał zniszczone materiały służące
za pewne jako witryny sklepów.Skierowałem wzrok na niebo,a potem na
oszołomionego Horuichi.Szczerze trochę się zdziwiłem jego
zachowaniem,nigdy nie pokazywał emocji raczej przeciwnie-ukrywał je za
maską obojętności.
-Minato!!!!
Aż podskoczyłem se
strachu i momentalnie skoczyłem w ramiona kogoś,kto obecnie stał koło
mnie.Okazało się,że moim nieświadomym niczego wybawicielem okazał się
stojący obok Horuichi.Jego mina nie wyrażała nic dobrego,ale jak
zauważyłem złość nie była skierowana do mnie,raczej na osobę stojącą
aktualnie przed nami.
-Hehe Minato,jak zwykle strachliwa z ciebie jaszczurka.
Powiedział
nie kto inny jak mój najlepszo-gorszy przyjaciel Hideo.Widocznie mój
strach rozbawił go czego nie można było powiedzieć o mnie.Ten wysoki
męszczyzna o zielonych oczach,rudawych włosach i przygłupim uśmiechu
należał do najbardziej niebezpiecznych osób w całej Konoha.
-Hideo może raz w życiu skończysz z tymi głupimi żartami i przestaniesz straszyć Minato.
Spojrzeniem
powędrował w moją stronę i od razu na moje policzki wystąpił
rumieniec.Zeskoczyłem z jego ramion,odchrząknąłem i skierowałem mój
wzrok na uśmiechniętego od ucha do ucha Hideo.
-I czego się tak szczerzysz?
Zapytałem wyraźnie ignorując jego rozbawiony wyraz twarzy.
-Ładnie ci jak się rumienisz.
Zdębiałem,poczułem
jak włoski na karku mi się jeżą.Ukradkiem widziałem jak twarz Horuichi
zbladła i od razu przesunął się w moją stronę.Obaj w tym samym momencie
cofnęliśmy się o jeden krok od tego...tego...tego...geja!!!Wyciągnęliśmy
ręce w obronnym geście i powiedzieliśmy zdecydowanym głosem
-Nie zbliżaj się!
Hideo zszokowany patrzył jak odsuwają się od niego.
-Ej no, przecież nie miałem tego na myśli,chyba nie myśleliście,że mówię to na poważnie,co?
-Chyba mu nie wierzysz?
Powiedziałem szeptem do posiadacza byakuugana.Horuichi odpowiedział skinieniem głowy.
-No przestańcie to tylko...
Odetchnąłem
z ulgą.Hideo mimo tego strasznego widoku próbował nas
jakoś rozweselić i za to jestem mu wdzięczny.Nigdy nie
lubił widzieć przyjaciół w strachu i rozpaczy,zupełnie tak jak
dzisiaj...Zaraz...,wytężyłem wzrok i zobaczyłem na horyzoncie jakiś
ruch.Przewidziało mi się,czy widziałem czerwone włosy?Grupa
poszukiwawcza do której należała Katsumi nie miała u siebie nikogo o tak
intensywnym kolorze włosów,więc to nie mógł być nikt znajomy .Nie
zważając na kłócącą się parę pobiegłem w stronę skąd widziałem
znak,który napełnił mnie otuchą,właśnie w chwili,gdy tego najbardziej
potrzebowałem...
Szłam już trochę czasu idąc
stroną południową,ale nikogo tam nie znalazłam.Kierowana nadzieją i
myślą,że uda mi się kogoś znaleźć ruszyłam na zachód.Nie wiem
dlaczego,ale mój wewnętrzny głos kazał mi iśc tamtą drogą,jakby mówiło
mi,że tam właśnie znajdę to czego szukam. Podążając drogą,z bólem,który
pozostał od ostatniego niespodziewanego potknięcia i zaliczenia niezbyt
miękkiej gleby,zmusiłam się do dalszej wędrówki.
-Nie,dość,nie wytrzymam więcej.
I
tak się stało.Przystanęłam na chwilę,no może dłuższą chwilę.Wiem,że nie
powinnam się poddawać,bo ktoś wśród gruzów może jeszcze żyć,ale co by
to dało?I tak nie mogłabym pomóc.Nie mam umiejętności
medycznych,ograniczających się do zawinięcia rany
bandażem.Westchnęłam,moja głowa opadła w dół,a moje oczy puściły tamę i
zaczęłam ryczeć.Wiem,że nie powinnam,bo wróg może mnie wykryć,ale co mi
tam.Niech i tak będzie.Może życie nie ma sensu,więc po co
udawać?Nagle,nie wiadomo skąd poczułam nagły przypływ wiatru.Ktoś tu
jest i obserwuje mnie.Dobra nie jestem taką fajtłapą,żeby przez wybuch
złości i smutku stracić czujność.Postanowiłam,że chwilę poczekam i
odpocznę zanim wróg zaatakuje.Ale czemu do diaska stoi i się gapi
zamiast od razu mnie wykończyć??!!
-No dobra wiem,że tam jesteś i lepiej od razu wyjdź.Myślisz,że nie wiem,że mnie obserwujesz?
Nagle
zza skały wyszedł...a raczej wyszła kobieta.Miała brązowe oczy i tego
samego koloru włosy,ciemną kurtkę pod którą spoczywała kraciasta
podkoszulka i spódniczka sięgająca przed kolana.Na jej szyi spoczywała
opaska z symbolem liścia.Otworzyłam szeroko oczy.Konoha?Tutaj?Kiedy
wszystko jest doszczętnie zniszczone?
-Spokojnie,chcemy pomóc...
Nie
dokończyła zdania,ponieważ z szybkością geparda wyciągnęłam kunai i
rzuciłam w stronę zdezorientowanej dziewczyny.Co jak co,ale pomocy nie
potrzebuję.Nie od takich strachliwych kociaków jak ci z Konohy.Dziwnym
trafem broń nie trafiła jej.Zdążyłam tylko zobaczyć żółty błysk,a potem
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ona zniknęła!Tak nagle z
miejsca.
-Ej no,co jest?
Tylko tyle zdążyłam powiedzieć i wtedy ukradkiem oka zobaczyłam jakiś ruch.Spojrzałam w tamtą stronę i wtedy zobaczyłam...
-----------------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę, że jeszcze nikt nie skomentował tego rozdziału! Jest cudny, ale cieszę się, że to ja mam ten zaszczyt pochwalić jego autora:) Mam nadzieję, że uda mi się dzisiaj przeczytać wszystkie notki, bo umrę z ciekawości!!!
OdpowiedzUsuń