niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział Pierwszy

-Minato-san!!
Usłyszałem i odwróciłem głowę w stronę dźwięku.Pomimo dymu drażniącego moje oczy próbowałem pokonać nagłe uczucie pocierania ich,gdyż łzawiły, jak na złość ograniczając widoczność.Nie tylko dym unosił się nad okalającym cały teren śmiercią jaki wisiał w powietrzu.Jeszcze raz żałowałem,że pozwoliłem innym wysłać,mnie w to okropne miejsce.Nie wyglądało jak wakacje nad morzem ze spokojnymi falami podążającymi niczym bose stopy na brzeg i drażliwym skrzeczeniem irytujących mew oraz ciepłym słońcem,które opaliłoby moją bladą skórę.Całe otoczenie przerażało swoją niczym niezrównaną ze wszystkim ziemią.Ogień pomimo,że nie miał już niczego co mogłoby wzniecać go i rozprzestrzeniać,małymi języczkami dopalał zniszczone materiały służące za pewne jako witryny sklepów.Skierowałem wzrok na niebo,a potem na oszołomionego Horuichi.Szczerze trochę się zdziwiłem jego zachowaniem,nigdy nie pokazywał emocji raczej przeciwnie-ukrywał je za maską obojętności.
-Minato!!!!
Aż podskoczyłem se strachu i momentalnie skoczyłem w ramiona kogoś,kto obecnie stał koło mnie.Okazało się,że moim nieświadomym niczego wybawicielem okazał się stojący obok Horuichi.Jego mina nie wyrażała nic dobrego,ale jak zauważyłem złość nie była skierowana do mnie,raczej na osobę stojącą aktualnie przed nami.
-Hehe Minato,jak zwykle strachliwa z ciebie jaszczurka.
Powiedział nie kto inny jak mój najlepszo-gorszy przyjaciel Hideo.Widocznie mój strach rozbawił go czego nie można było powiedzieć o mnie.Ten wysoki męszczyzna o zielonych oczach,rudawych włosach i przygłupim uśmiechu należał do najbardziej niebezpiecznych osób w całej Konoha.
-Hideo może raz w życiu skończysz z tymi głupimi żartami i przestaniesz straszyć Minato.
Spojrzeniem powędrował w moją stronę i od razu na moje policzki wystąpił rumieniec.Zeskoczyłem z jego ramion,odchrząknąłem i skierowałem mój wzrok na uśmiechniętego od ucha do ucha Hideo.
-I czego się tak szczerzysz?
Zapytałem wyraźnie ignorując jego rozbawiony wyraz twarzy.
-Ładnie ci jak się rumienisz.
Zdębiałem,poczułem jak włoski na karku mi się jeżą.Ukradkiem widziałem jak twarz Horuichi zbladła i od razu przesunął się w moją stronę.Obaj w tym samym momencie cofnęliśmy się o jeden krok od tego...tego...tego...geja!!!Wyciągnęliśmy ręce w obronnym geście i powiedzieliśmy zdecydowanym głosem
-Nie zbliżaj się!
Hideo zszokowany patrzył jak odsuwają się od niego.
-Ej no, przecież nie miałem tego na myśli,chyba nie myśleliście,że mówię to na poważnie,co?
-Chyba mu nie wierzysz?
Powiedziałem szeptem do posiadacza byakuugana.Horuichi odpowiedział skinieniem głowy.
-No przestańcie to tylko...
Odetchnąłem z ulgą.Hideo mimo tego strasznego widoku próbował nas jakoś rozweselić i za to jestem mu wdzięczny.Nigdy nie lubił widzieć przyjaciół w strachu i rozpaczy,zupełnie tak jak dzisiaj...Zaraz...,wytężyłem wzrok i zobaczyłem na horyzoncie jakiś ruch.Przewidziało mi się,czy widziałem czerwone włosy?Grupa poszukiwawcza do której należała Katsumi nie miała u siebie nikogo o tak intensywnym kolorze włosów,więc to nie mógł być nikt znajomy .Nie zważając na kłócącą się parę pobiegłem w stronę skąd widziałem znak,który napełnił mnie otuchą,właśnie w chwili,gdy tego najbardziej potrzebowałem...

Szłam już trochę czasu idąc stroną południową,ale nikogo tam nie znalazłam.Kierowana nadzieją i myślą,że uda mi się kogoś znaleźć ruszyłam na zachód.Nie wiem dlaczego,ale mój wewnętrzny głos kazał mi iśc tamtą drogą,jakby mówiło mi,że tam właśnie znajdę to czego szukam. Podążając drogą,z bólem,który pozostał od ostatniego niespodziewanego potknięcia i zaliczenia niezbyt miękkiej gleby,zmusiłam się do dalszej wędrówki.
-Nie,dość,nie wytrzymam więcej.
I tak się stało.Przystanęłam na chwilę,no może dłuższą chwilę.Wiem,że nie powinnam się poddawać,bo ktoś wśród gruzów może jeszcze żyć,ale co by to dało?I tak nie mogłabym pomóc.Nie mam umiejętności medycznych,ograniczających się do zawinięcia rany bandażem.Westchnęłam,moja głowa opadła w dół,a moje oczy puściły tamę i zaczęłam ryczeć.Wiem,że nie powinnam,bo wróg może mnie wykryć,ale co mi tam.Niech i tak będzie.Może życie nie ma sensu,więc po co udawać?Nagle,nie wiadomo skąd poczułam nagły przypływ wiatru.Ktoś tu jest i obserwuje mnie.Dobra nie jestem taką fajtłapą,żeby przez wybuch złości i smutku stracić czujność.Postanowiłam,że chwilę poczekam i odpocznę zanim wróg zaatakuje.Ale czemu do diaska stoi i się gapi zamiast od razu mnie wykończyć??!!
-No dobra wiem,że tam jesteś i lepiej od razu wyjdź.Myślisz,że nie wiem,że mnie obserwujesz?
Nagle zza skały wyszedł...a raczej wyszła kobieta.Miała brązowe oczy i tego samego koloru włosy,ciemną kurtkę pod którą spoczywała kraciasta podkoszulka i spódniczka sięgająca przed kolana.Na jej szyi spoczywała opaska z symbolem liścia.Otworzyłam szeroko oczy.Konoha?Tutaj?Kiedy wszystko jest doszczętnie zniszczone?
-Spokojnie,chcemy pomóc...
Nie dokończyła zdania,ponieważ z szybkością geparda wyciągnęłam kunai i rzuciłam w stronę zdezorientowanej dziewczyny.Co jak co,ale pomocy nie potrzebuję.Nie od takich strachliwych kociaków jak ci z Konohy.Dziwnym trafem broń nie trafiła jej.Zdążyłam tylko zobaczyć żółty błysk,a potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ona zniknęła!Tak nagle z miejsca.
-Ej no,co jest?
Tylko tyle zdążyłam powiedzieć i wtedy ukradkiem oka zobaczyłam jakiś ruch.Spojrzałam w tamtą stronę i wtedy zobaczyłam...

-----------------------------------------------------------------------------------------

1 komentarz:

  1. Nie wierzę, że jeszcze nikt nie skomentował tego rozdziału! Jest cudny, ale cieszę się, że to ja mam ten zaszczyt pochwalić jego autora:) Mam nadzieję, że uda mi się dzisiaj przeczytać wszystkie notki, bo umrę z ciekawości!!!

    OdpowiedzUsuń