niedziela, 15 kwietnia 2012

Prolog

Cały czas pamiętam ten dzień jak przez mgłę.I choć od tego czasu minęły już 2 miesiące, wciąż nie mogę pozbyć się z głowy tego okropnego uczucia, jakie mną wstrząsnęło po tym, co zobaczyłem.Na początku myślałem,że to jest sen.Jeden wielki głupi sen.Ale,gdy poczułem jak do moich nozdrzy wdziera się gnijący zapach martwych ciał,porozrzucanych jak lalki po zniszczonej wiosce,która miała posłużyć jako pole zniszczenia,przestraszyłem się.Najnormalniej w świecie przestraszyłem się tego widoku,chyba nie mniej niż moi kompani,którzy posłali mi porozumiewawcze spojrzenia.Tak,ten widok bolał,cholernie bolał i nie wyobrażałem sobie Konohy na tym miejscu,bo bym się chyba kompletnie załamał.Katsumi,która stała koło mnie zatrzęsła się i spojrzała na mnie tymi brązowymi oczami i błagającym wzrokiem,który próbowałem zignorować.Trudno bowiem wyobrazić sobie ją stojącą nad martwym człowiekiem z zimną krwią,udając,że wszystko jest w porządku.Nie,ona była na to zbyt delikatna.Dlatego nie chciałem zabierać jej na tę misję,ale Trzeci i Sama Katsumi uparli się,że wyruszy ze mną.O ironio,teraz niech nie myśli,że zacznę ją pocieszać skoro sam nawet nie potrafię dobrze myśleć.To całkowicie zbiło mnie z tropu i sam już nie wiedziałem,co my tu robimy,kiedy jest już po wszystkim?
-Musimy się rozdzielić i poszukać żyjących.
Drgnąłem.Powolnym wzrokiem odszukałem sprawcę wypowiedzianych słów,choć po tonie głosu,doskonale wiedziałem,kto to powiedział.Mój jakże niezawodny wzrok spoczął na chudym,czarnowłosym męszczyźnie o szarawych oczach i drobnej budowie ciała.Jego zimny wzrok wpatrywał się we mnie intensywnie, widocznie czekając na mój rozkaz.Gihei jedyna osoba,która w tej sytuacji racjonalnie myślała,idealnie dopełniał naszą 6 osobową grupę poszukiwawczo-ratowniczą.Hokage jednak wiedział kogo wybrać na tę misję,ale sprawy z Katsumi mu już nie podaruję.Zobaczy do czego jestem zdolny,gdy już wrócimy do wioski.Całkowicie odłożyłem myśli na bok i przyjrzałem się reszcie otoczenia,która niegdyś była Wioską Wiru.Same gruzy i ruiny,aż chciało by się załamać.Wszystko jest w opłakanym stanie nie mówiąc już o traceniu nadziei na to,iż ktoś przeżył.W końcu zwróciłem się twarzą do Gihei i powiedziałem słabym,aczkolwiek stanowczym głosem:
-Dobra.Jak widzimy wioska nie wygląda najlepiej...
Katsumi,która jeszcze przed chwilą trzęsła się jak osika,zapłakała i przytuliła się do mojego ramienia.W tej chwili było mi już obojętne,czy klei się do mojego ramienia,czy wlecze gapiąc się na moje plecy,więc nie zwracając na nią swego wzroku kontynuowałem...
-...dlatego rozdzielimy się i każda trójka włączając w tym jednego sanitariusza pójdzie w dwie różne strony.Grupa pierwsza składać się będzie z drużyny w skład,której wchodzę ja,Hideo i Horuichi,a w skład drużyny 2 pozostałe osoby.I nie zmienię swojej decyzji-powiedziałem,gdy zauważyłem,że Katsumi próbuje coś powiedzieć,ale jak tylko usłyszała,że ta uwaga jest do niej z niechęcią puściła moje ramię i na drżących nogach ruszyła ze swoją drużyną w stronę wschodu na poszukiwania.Tak i ja ruszyłem ze swoją drużyną w stronę zachodu i próbowałem ze wszystkich sił nie uciec od tego miejsca,które na prawdę mnie przerażało...

Gdy w końcu odzyskałam przytomność,poczułam wszech ogromny ból jaki owładnął moje ciało.Jęknęłam i od razu postanowiłam się podnieść,ale to głupie ciało nie chciało mnie słuchać.Próbowałam kilka razy się odbić się od ziemi,ale moje próby szły na marne.Przypomniało mi się to co zdarzyło się wczorajszej nocy i gorzko zapłakałam.Teraz nie tylko bolało mnie moje ciało,ale też serce.
-Mamo...Tato...-tylko tyle zdołałam powiedzieć,zanim moje łzy na nowo zaczęły płynąć.Nie wiem ile już tak leżałam,ale byłam wykończona fizyczne i psychiczne.Nie miałam siły nawet cieszyć się,że żyję.Wolałabym umrzeć niż żyć se świadomością,że moja wioska została kompletnie zniszczona.Nie Kushina ,nie możesz się poddać!Nie teraz!Ojciec nie byłby z ciebie wcale dumny...co z tego,że nie byłby skoro już nie żyje??!!Och świecie,czemu ja mam tak ogromnego pecha w życiu.Najpierw dowiaduję się,że mój najlepszy przyjaciel jest ciężko ranny,a teraz nawet nie wiem, czy w ogóle przeżył ten atak i wciąż żyje!Zamknęłam oczy.Jestem taka zmęczona,ja już nie dam rady,nie z moim obecnym stanem,ale...raz i dwa...zdołałam się przeturlać na brzuch.O tak zdecydowanie lepiej.Leżę tu już od kilku dobrych godzin oznajmiłam wkrótce patrząc na słońce,które wstawało przynosząc nowy dzień.Atak odbył się wczoraj wieczorem,a tu już świt.No dobra wstawaj przecież umiesz no dalej,to nie jest takie trudne!Zaczęłam się podnosić powoli i ostrożnie,ponieważ bolało niemiłosiernie.W końcu stanęłam na nogi i z ciężkością mojego ciała na nogach,postanowiłam szukać znajomych twarzy wśród gruzów.Nie mam pojęcia co się z nimi stało,ale czuję,że zdarzy się coś co odmieni mój los na zawsze...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 komentarz:

  1. Wow! Wspaniały początek:) Zainteresował mnie, że od komputera nie chciałam odejść. Mam nadzieję, że kolejne notki także miło mnie zaskoczą. Teraz z chęcią się oddam się miłej lekturze:)

    OdpowiedzUsuń