-Musimy się rozdzielić i poszukać żyjących.
Drgnąłem.Powolnym
wzrokiem odszukałem sprawcę wypowiedzianych słów,choć po tonie
głosu,doskonale wiedziałem,kto to powiedział.Mój jakże niezawodny wzrok
spoczął na chudym,czarnowłosym męszczyźnie o szarawych oczach i drobnej
budowie ciała.Jego zimny wzrok wpatrywał się we mnie intensywnie,
widocznie czekając na mój rozkaz.Gihei jedyna osoba,która w tej sytuacji
racjonalnie myślała,idealnie dopełniał naszą 6 osobową
grupę poszukiwawczo-ratowniczą.Hokage jednak wiedział kogo wybrać na tę
misję,ale sprawy z Katsumi mu już nie podaruję.Zobaczy do czego jestem
zdolny,gdy już wrócimy do wioski.Całkowicie odłożyłem myśli na bok i
przyjrzałem się reszcie otoczenia,która niegdyś była Wioską Wiru.Same
gruzy i ruiny,aż chciało by się załamać.Wszystko jest w opłakanym stanie
nie mówiąc już o traceniu nadziei na to,iż ktoś przeżył.W końcu
zwróciłem się twarzą do Gihei i powiedziałem słabym,aczkolwiek
stanowczym głosem:
-Dobra.Jak widzimy wioska nie wygląda najlepiej...
Katsumi,która
jeszcze przed chwilą trzęsła się jak osika,zapłakała i przytuliła się
do mojego ramienia.W tej chwili było mi już obojętne,czy klei się do
mojego ramienia,czy wlecze gapiąc się na moje plecy,więc nie zwracając
na nią swego wzroku kontynuowałem...
-...dlatego rozdzielimy
się i każda trójka włączając w tym jednego sanitariusza pójdzie w dwie
różne strony.Grupa pierwsza składać się będzie z drużyny w skład,której
wchodzę ja,Hideo i Horuichi,a w skład drużyny 2 pozostałe osoby.I nie
zmienię swojej decyzji-powiedziałem,gdy zauważyłem,że Katsumi próbuje
coś powiedzieć,ale jak tylko usłyszała,że ta uwaga jest do niej z
niechęcią puściła moje ramię i na drżących nogach ruszyła ze swoją
drużyną w stronę wschodu na poszukiwania.Tak i ja ruszyłem ze swoją
drużyną w stronę zachodu i próbowałem ze wszystkich sił nie uciec od
tego miejsca,które na prawdę mnie przerażało...
Gdy
w końcu odzyskałam przytomność,poczułam wszech ogromny ból jaki
owładnął moje ciało.Jęknęłam i od razu postanowiłam się podnieść,ale to
głupie ciało nie chciało mnie słuchać.Próbowałam kilka razy się odbić
się od ziemi,ale moje próby szły na marne.Przypomniało mi się to co
zdarzyło się wczorajszej nocy i gorzko zapłakałam.Teraz nie tylko bolało
mnie moje ciało,ale też serce.
-Mamo...Tato...-tylko tyle
zdołałam powiedzieć,zanim moje łzy na nowo zaczęły płynąć.Nie wiem ile
już tak leżałam,ale byłam wykończona fizyczne i psychiczne.Nie miałam
siły nawet cieszyć się,że żyję.Wolałabym umrzeć niż żyć se
świadomością,że moja wioska została kompletnie zniszczona.Nie Kushina
,nie możesz się poddać!Nie teraz!Ojciec nie byłby z ciebie wcale
dumny...co z tego,że nie byłby skoro już nie żyje??!!Och świecie,czemu
ja mam tak ogromnego pecha w życiu.Najpierw dowiaduję się,że mój
najlepszy przyjaciel jest ciężko ranny,a teraz nawet nie wiem, czy w
ogóle przeżył ten atak i wciąż żyje!Zamknęłam oczy.Jestem taka
zmęczona,ja już nie dam rady,nie z moim obecnym stanem,ale...raz i
dwa...zdołałam się przeturlać na brzuch.O tak zdecydowanie lepiej.Leżę
tu już od kilku dobrych godzin oznajmiłam wkrótce patrząc na
słońce,które wstawało przynosząc nowy dzień.Atak odbył się wczoraj
wieczorem,a tu już świt.No dobra wstawaj przecież umiesz no dalej,to nie
jest takie trudne!Zaczęłam się podnosić powoli i ostrożnie,ponieważ
bolało niemiłosiernie.W końcu stanęłam na nogi i z ciężkością mojego
ciała na nogach,postanowiłam szukać znajomych twarzy wśród gruzów.Nie
mam pojęcia co się z nimi stało,ale czuję,że zdarzy się coś co odmieni
mój los na zawsze...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wow! Wspaniały początek:) Zainteresował mnie, że od komputera nie chciałam odejść. Mam nadzieję, że kolejne notki także miło mnie zaskoczą. Teraz z chęcią się oddam się miłej lekturze:)
OdpowiedzUsuń